czwartek, 14 października 2010

♥ SZARO - FIOLETOWY KOMPLECIK ♥


... serduch
... z lawendą

ten komplecik Kochane jest dla Was
w ramach


Jeśli ktoś ma ochotę zapraszam ...



Taka tylko moja mała prośba ...

Przyznajcie się, jaką najbardziej szaloną, idiotyczną wręcz
rzecz w życiu popełniliście ...

Taką najbardziej mrożącą krew w żyłach
po której adrenalina skoczyła Wam na maxa,
albo taką, na wspomnienie której wstyd Wam do dziś,
albo tak zabawną, że znajomi do dziś przy każdej okazji się z Was śmieją ...

Absolutnie to nie jest obowiązkowe ani nie jest warunkiem
udziału w candy ale mimo wszystko
odważnych zapraszam do zwierzeń...



Losowanie 24 października

44 komentarze:

Pat ze Srebrnego...:) pisze...

Jako że mój mąż też blogi podczytuje, to nie mogę o rzeczy najbardziej wstydliwej napisać;P Ale o najśmieszniejszej i owszem: Będąc w 9 miesiącu ciąży z mózgiem otumanionym kompletnie hormonami załatwiałam kredyt mieszkaniowy i w ramach tego załatwiania trzeba było pójść po wypis do ksiąg wieczystych. Poszłam, wzięłam druczek i nieufna własnym możliwościom intelektualnym poturlałam się pod tablicę, gdzie był wzór, jak druczek wypełnić...no i w tym wzorze użyto danych domyślnych, czyli w polu "imię" było wpisane "Imię" w polu "Adres" jakaś tam ulica Motylowa etc. ...a ja z wielkim namaszczeniem i uwagą te właśnie dane na swój druczek przekopiowałam i ruszylam do kolejki do sekretariatu. Na szczęście była ze mną siostra i popatrzywszy na moj druczek ryknęła śmiechem i kazała poprawić....a druczek schowała sobie na pamiątkę;))

Miejsce Sympatycznych Klimatów pisze...

no no! Serducho warte opowieści... Wstyd, zażenowanie, kupa śmiechu... ale do rzeczy: jako że oprócz sprzedaży w kwiaciarni - prowadzę sobie sklepik internetowy i wystawiam różne rzeczy na Allegro - no to od czasu do czasu jestem gościem na poczcie. Pewnego razu poszłam wysłać kilka paczek, w jednej z nich były nawozy do storczyków: mgiełka i guano. Stoję w kolejce i nagle czuję smród, jakby się ktoś zes... ale nic, nie rozglądam się. Śmierdzi coraz mocniej. Ludzie w kolejce i pani w okienku zaczynają się nerwowo rozglądać, krzywią nosy...Przychodzi moja kolej, podchodze do okienka, wykładam paczki; przy jedenj się zatrzymuję bo śmierdzi niewyobrażalnie. Co się okazało? Butelka z guanem się rozszczelniła! Pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło! Zalałam się czerwienią najokropniejszą. Pani w okienku pyta mnie: co pani tam chce wysłać? A ja na to - niewiele myśląc odpowiadam: gówno. No, przecież dosłownie się wyraziłam, nie? Ale było śmiechu, po pachy! Szybko rozpakowałam paczkę, dokręciłam butelkę i zostawiłam ją na poczcie, bo widziałam, ze panie mają jakieś storczyki... Od tamtej pory chodze na inną pocztę ;)

Maja71 pisze...

Witaj,piękny komplecik i nawiązujący do mojego Candy,na które Cię serdecznie zapraszam.Ja również staję w kolejeczce u Ciebie:-) W kwestii śmiesznych rzeczy,które zrobiłam...na myśl przychodzą mi trzy.Więc po pierwsze-kiedyś złapał mnie policjant za prędkośc.Kazał mi iśc do radiowozu-a że był sam,więc dałam mu stówę w łapę,na co on obejrzał banknot i rzekł:"droga pani,skoro tak....(i tu myślałam,że mnie zaraz zamkną i rodzinka będzie mi paczki przynosic)TO JA PANI WYDAM RESZTĘ!",po czym oddał mi 50zł i powiedział,na którym kilkometrze stoją koledzy.Opowieśc druga-kiedyś wiozłam pewnego niezbyt przyjemnego księdza.Po pewnym czasie ksiądz zaczął mnie wypytywac o moich katechetów-opowiedziałam mu o pewnym okropnym księdzu z podstawówki,który nas,dzieci,strasznie gnębił,krzyczał na nas i lał drewnianym liniałem po łapkach.Opowiedziałam,jak wszyscy szczerze go nie lubili i jak go przezywali.Pod koniec naszej wspólnej "podróży" ksiądz przedstawił mi się,a ja prawie padłam,bo okazało się,że to właśnie ON-ten nasz "oprawca"!!!Tyle,że prawie 30 lat później... I trzecia opowieśc-kiedyś mój kompletnie łysy kolega zapalał papierosa-zapalniczka buchnęła wielkim płomieniem,a ja-zupełnie niechcący-powiedziałam mu troskliwie:"Piotr,tylko sobie grzywki nie przypal..." To tyle.Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie,Maja

Unknown pisze...

Przy opowieściach dziewczyn uśmiałam się po pachy:)
Mi osobiście nic nadzwyczajnego się nie przydażyło ale mój małżonek, to miał kilka zabawnych sytuacji w swoim życiu:). Otóż pewnego dnia przed Wielkanocnymi Świętami kupiłam sobie w kwiaciarni cudne żąkile jeszcze w cebulkach, po kilku dniach zaczęły wychodzić maleńkie listeczki, ale jakoś takie krzywe, nierówne. W tym samym dniu upiekłam też babke z jakiegoś internetowego przepisu, którą Paweł zjadł przed pracą. Gdy wrócił z pracy to z prtensją mi powiedział coż za przepis znalazłam ,bo babka go przegoniła i żyg... w pracy jak kot! Mi jakoś po babce nic nie było więc się zdziwiłam, ale zostawiłam to bez komentarza. Na drugi dzień Paweł szykując się znowu do pracy mówi do mnie... chodź zrobimy sobie jajecznię ze szczypiorkiem.... I wtedy się domyśliłam dlaczego moje żąkile tak kiepsko rosną:). Z jednej strony jak sobie o tym przypomnę to śmieję się, ale z drugiej to przerażające jest bo żąkile mają trujące liście i mogą spowodować nawet ślepotę. Szczęście,że nic sie nie stało i możemy sie z tego teraz śmiać
A na candy z chęcia się zapisuję:)
Pozdrawiam cieplutko

Kasia pisze...

Pozsłam ze znajomymi na premierowy spektakl w Teatrze wielkim w Charkowie.Po pracy bardzo się spieszyłam zeby zdązyc. Ostatni, trzeci akt , na scenie umiera głowna bohaterka, na widowni żal i skupienie. A ja spoglądam w dół i pękam ze smiechu- na nogach ma 2 rózne sandałki.

Mąz mi to często przypomina jak gdzies wychodzimy :)

Unknown pisze...

Dziewczyny tak na śmiesznie piszą,to może ja z dreszczykiem opiszę jedną z głupot jakie zrobiłam...
Było to w czasach liceum,razem ze znajomymi postanowiliśmy posiedzieć sobie na dachu wieżowca,jakieś 11 piętro,wszystko było ok,widoki piękne,jednak nam się zachciało spojrzeć w dół...
Podeszliśmy na sam skraj dachu by wychylić głowę...jak sobie to przypomnę to aż ciary mnie przechodzą :) Ale nie powiem,poziom adrenaliny pozostał mi w organizmie na długo.
Może dla innych wydawać się to żadnym wyczynem,ale dla mnie był to wyczyn,którego już chyba nigdy nie powtórzę :)

Pozdrawiam ciepło i ustawiam się w kolejce po lawendowe serduszka.

Qra Domowa pisze...

niestety nic nie przychodzi mi do głowy...ale mój małz miał takie zdarzenie.W czasie studiów-lata temu-był w czasie wakacji w pracy na Węgrzech.wracając z zakupów do wioski,w której byli zakwaterowani stojąc na poboczu-łapiąc stopa był "zajęty" łuskaniem słonecznika.Gdy słyszał nadjeżdzajace samochody nie odrywajac wzroku od ziarenek machał łapka...aż w końcu jakiś tir się zatrzymał.Na migi plus jękami yhy ,oooo.,yyyy wyraził chęć zabrania się ,wymienił nazwę DZORDZ MAGODZ(lub podobnobrzmiącą)na co kierowca odpowiedział-yhyyy.Jechali tak z 15-20 minut bez słowa.Kiedy dotarli na miejsce małż znów zaintonował...oooo yyyyy-a kierowca prawidłowo odczytawszy jego intencje -zatrzymał się.Mąż wysiadając wymówił jedno z 3 słów ,które znał po węgiersku-KESENEM-czyli dzękuję!Gdy właśnie trzaskał drzwiami od tira usłyszał....NIE MA ZA CO!!...podniósł oczy do góry i właśnie odjeżdzał mu sprzed oczu wielki tir z napisem PEKAES....
za kazdym razem wszyscy pokładamy się ze śmiechu kiedy to opowiada....

Qra Domowa pisze...

aaaa w kolejeczkę staję i za candy kesenem!! cbea1968@gmail.com

Kerry-Marta pisze...

Świetny pomysł ... Ale sie usmiałam czytając komentarze. dobra dawka humoru na jesienne smutki. Mi wiecznie przytrafiają się jakies przypadki a to wsiadłam do pociagu pospiesznego zamista osobowego i pojechałam o 4 stacje dalej niz chciałam (mogłam wyskoczyć na swojej stacji ale myslę, że byłby z tym większy problem niż czekanie 2 godziny na powrotny pociąg), a to włożę coś do szafki zamiast do lodówki, a to wyjdę z koszykiem ze sklepu, to przez te wieczne bujanie w obłokach. Najsmieszniejszym moim przypadkiem po którym byłam czerwona jak burak to pierwsze narty z moim mężem, wywiózł mnie na górę, pewny że samaa nauczę się jeździć ... jasne zjechałam z górki po 24 upadkach i z rozerwanymi na całosci mojego tyłka spodniami, spod których wygladały zalotnie czerwone ciepłe getry. Dobrze, ze moja przyszła teściowa miała przy sobie igłę i nitkę, tak sobie stałysmy na sniegu i zszywałysmy spodnie ku uciesze gapiów ... Teraz najwięcej radochy dostarczaja mi moje szkraby: np. kiedy mąż pyta się troskliwie" Kubuś powiedz Mamusi, zeby zjadła obiadek bo jest chuda" wtedy Kubasiński mówi" Jedz Mamusiu, jedz, bo ty Pani Kostka jesteś" ;-)
Chętnie dopisuję się jako chętna na te wspaniałe woreczki! Dziekuję Kasandro.

jerzy_nka pisze...

Ja nie pamiętam śmiesznej historii, tylko wstydliwą. Kiedyś szłam tak zamyślona, że zakonotowałam tylko że jest zielone światło do przejścia dla pieszych. Karetkę pogotowia na sygnale usłyszałam dopiero jak stała koło mnie czekając aż ja przejdę spacerem na drugą stronę. Popatrzyłam tępo na wóz i wciąż go nie słyszałam.

Zapisuję się.

aNuLa pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
aNuLa pisze...

serduszka piękne więc też stane w kolejce... a z historyjek no cóż nie wiele mogę sobie przypomnieć, choć po głowie chodzi mi pewna historyjka w której mniałam niewielki udział. Jeszzce w liceum byliśmy ze znajomymi na wakacjach - pirwsze samodzielne... Było nas kilka osób wynajmowalismy domek, wszystkie kosmetyki były w łazience wyciagnięte, wiadomo trzy kobiety to troche tego było. Któregoś dnia słyszę z łazienki jak ktoś woła co to za g.... - okazało się że swój krem do stóp połozyłam obok pasty do zębów i kolega umył nim sobie zęby.... śmiechu był ogrom bo ten krem strasznie smierdział i był szary a jak on mógł go pomylić z pasta??? tego nie wie nikt :) I tak nichcacy zrobiłam mu psikusa...

a tak przy okazji to zapraszam do siebie na maleńkie candy - taka mała prywata

pozdrawiam

lubewa pisze...

Super pomysł i świetne komentarze. Wyrzucam z pamięci mrożące krew w żyłach rzeczy,pamiętam te śmieszne i żenujące...przypomniało mi się jak poszłam na pierwszą rozmowę o pracę w banku ,w innym mieście. To było z 19 lat temu. Wcześniej umówiłam się telefonicznie na godzinę i rozmowa miała być z dyrektorem banku,w budynku mieściły się jeszcze PZU i inny bank. Przez pomyłkę odbyłam rozmowę nie w tym banku co trzeba,dyrektora nie było,zastępca mówił,że mu dyrektor nic nie przekazał i że przyjęć nie ma ,a ja twardo ,że na dziewiątą byłam umówiona.Patrze na ścianę a tu inne logo , ze stresu wcześniej nie dojrzałam ,podziękowałam ,czułam jak mi płoną policzki i wyszłam ,zobaczyłam po lewo jak wół duże drzwi i poszłam na właściwą rozmowę,śmiałam się całą drogę,pracę dostałam.nie do przebicia jest moja znajoma ,dobra,pomocna dusza ,która w pociągu PKP pomogła turystom niemieckim,nie znając niemieckiego za dobrze. Były jakieś remonty na torach i PKP uruchomiło komunikację zastępczą,trzeba było wysiąść i przesiąść się do autobusu , a potem znów w pociąg. Wszyscy wysiadali ,a Niemcy siedzieli na swoich miejscach, moja znajoma podeszła i machając ręką powiedziała mniej więcej : pociąg nein, raus,sznela... Pozdrawiam serdecznie i z nadzieją staję w kolejce po serducha.Ewa

aagaa pisze...

Przypomniała mi się taka jedna historyjka z czasów ,gdy mieszkaliśmy jeszcze z teściami.
Teść wychodzi pewnego razu z łazienki po kąpieli i mówi do teściowej,że kupiła kiepski szampon.W ogóle się nie pieni i włosy po nim są jakieś sztywne....
Okazało się ,że umył sobie włosy szamponem ale.....dla pieska...

W kolejeczce staje po te śliczności.
Pozdrawiam

greyhome pisze...

Zapisuję się na Candy .... a jeżeli chodzi o "straszną rzecz" to pisałam o niej w Green Canoe..........wstyd powtarzać.....zabawy z dzieciństwa :))))))
Pozdrawiam Patti

Kasia z Różności pisze...

Wstyd się nie zapisać! Wprawdzie moje życie nie obfituje w jakieś szczególnie ekscytujące momenty, ale przypomina mi się jeden dzień, kiedy to jechałam pociągiem do (przyszłego) meża. Upał, w południe, w przedziale od strony słońca zrobiło się jakieś 60 stopni, droga zamiast 4 godzin trwała ponad 6 - byłam wymęczona dokumentnie. A wieczorem szliśmy na przyjędzie na działce u kolegi. Jeden drink...i dalej kompletnie nic nie pamiętam, chociaż podobno robiłam różne rzeczy, na które normalnie bym nie wpadła. Przełażenie przez parkan i zawiśnięcie na nim na samej górze, to jedyna rzecz nadająca się do przytoczenia (furtka była 2 m dalej!) ;) Do dzisiaj mąż mi to przypomina, jak idziemy na imprezę plenerową :) Ja za to przypominam mu, jak ganiał się z koleżanką po ogrodzie za ostatnim kawałkiem karkówki z grilla-dwójka dorosłych, a tłukli się o to (pyszniutkie faktycznie) mięsko jak dzieciaki :) Pozdrawiam :)

Anonimowy pisze...

Poszłam kiedyś do szefa, który siedział z zaprzyjaźnionym gościem, z plikiem delegacji do podpisania. Szef (50+) podpisuje i mówi wesoło " bo ja to stary delegat jestem". A ja chciałam kurtuazyjnie powiedzieć "a w każdym razie delegat", a wyrwało mi się "a w każym razie stary". Mina gościa bezcenna.
Zapisuję sie na serduszkowe śliczności.
apolejka21@gazeta.pl

Ita pisze...

Kolorystyka serduszek mnie zachwyciła ,Popiel z fioletem okazały się idealna parą . Dlatego chętnie ustawię się w kolejce.
Głupot w swoim życiu popełniłam dużo i aż wstyd by było o tym pisać , opowiem za to humoreskę .
Miejsce akcji : giełda staroci.
Jak to zwykle w takim miejscu bywa pełno ludzi, ja zapatrzona w klamoty . W pewnym momencie kicham siarczyście . Na to sprzedawca grzecznie mi życzy:
- Sto lat!
Na co słyszę za plecami głośną ripostę męża :
-Wypluj Pan te słowa !!!
Wiadomo kto się śmiał najgłośniej ...Panowie . A mój po uszach za to dostał!.
Pozdrawiam cieplutko.

justyna pisze...

Jakoś nic nie przychodzi mi do głowy ale bardzo podobała mi się historia z poganianiem niemieckich turystów. Pamiętam jak chodziliśmy po tatrach słowackich i pozdrawialiśmy się a -hoj ale wspora część turystów uparcie mówiła do nas "cześć" nie mogłam dojść dlaczego, w końcu dotarło do mnie że chłop mój ma na koszulce wielki napis: politechnika lubelska.W Szkocji próbowaliśmy dopytać się gdzie jest mc donalds, niestety coś było nie tak z naszym akcentem bo tubylcy nie mogli nas zrozumieć. W końcu pytają "skąd jesteście", odpowiadamy że z Polski. Oni na to- a to tylko w Polsce u nas nic takiego nie ma.Chwilę później załapali...
juwak@o2.pl

marta jadczak pisze...

No to i ja się ustawię w kolejce. A moja historia dotyczy pierwszej wizyty w Ikei... Było to już dość dawno temu i sporo Polaków dopiero uczyło się "chodzenia" po Ikei. Wcześniej wypatrzyłam w katalogu kubeczki, które chciałam kupić w większej ilości. No więc chodzę po pierwszej części, czyli tych wszystkich zaaranżowanych wnętrzach i zastanawiam się co tak mało tych kubków. No nic zrobiłam polowanie, zajrzałam do szafek, przeleciałam półeczki i bardzo dumna z siebie zauważyłam, że zebrałam odpowiednia ilość. I wtedy zeszłam na dół... a tam powitała mnie cała masa tych kubków a w dodatku zauważyłam na moich napis, że to ekspozycja, nie zabierać... Odtąd już wiedziałam jak robi się zakupy w Ikei...

ania_725 pisze...

Humor mi sie poprawił ja czytam wasze opowieści, jednak każdy ma cos smiesznego do wspominania:) Moja opowieastka bedzie bardzo krótka, do dzisiaj jak sobie o tym wydarzeniu mysle to robie sie czerwona jak burak, choc innych to napewno rzmieszy haha. A wiec poszlam na uusg w 6 miesiacu ciazy, bylam bardzo wystraszona, caly czas bylam zestresowana, leze tak leze, obesrwuje twarz lekarza, on ciagle nic nie mowi wiec jak go pytam:" Prosze ksiedza wszystkow porzadku?"" Na co on na mnie patrzy i mówi, oprócz tego, że jestem lekarzem a nie ksiedzem to tak, tyle mialem pacjentek ale nikt tak do mnie nie mówił haha, troche to smieszne zeby lekarza z ksiedzem pomyslic, do tej pory nie wiem dlaczego tak powiedzialam, ale moment zażenowania pamietam do dzis hahah.
Candy piękne wiec ja również chetna:)
Pozdrawiam serdecznie:)

Karina Chwila wytchnienia... pisze...

witam:) moja najwieksza szalona przygoda była o dziwo juz na studiach. Wędrówka z plecorem po górach Bieszczadach, praktycznie cały czas wedrowalismy, mało przystanków raz tylko przerwa na suchy chleb na stojąco i to juz pod wieczór. Na nocleg dotarlismy grubo po północy(czyli szlismy po górach po ciemku). W dodatku nie moglismy znaleźc noclegu, dopiero ktos przyjał nas na siano do stodoły, gdzie nie było gzdie włożyc palaca-tyle ludzi:)w dodatku platne to siano:) jak padlam to chyba nawet nie zdjelam traperów tylko zasnelam tak jak stalam;)Wszystko mi bylo obojetne;) nawet to,ze ktos pali obok mnie swieczke na sianie!!!:)))dopiero rano wszystko sobie uswiadomilam jakie zagrozenia na nas czekaly i w górach noca i na sianie;) Ale tej ilości gwiazd do tej pory nie zapomne nad nami w górach i smaku tego suchego chleba, który smakowal niesamowice;)Do dzis wspominam ta wędrówke;)))Kolejnego dnia cały dzien odpoczywaliśmy:)dopisuje się do kolejki;)pozdrawiam:)

Ela Męcik pisze...

dopisuję się do kolejki:)

www.berga-masco.blogspot.com

barbaratoja pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
zainspirowana pisze...

wklepałam w komentarz kilka historii, ale jakoś jak dochodze do puenty to wydaje mi się to mało smieszne dla kogos kogo tam nie było...

więc inaczej, w tym roku zimą pojechaliśmy z grupą znajomych do Zakopanego. Któregos dnia, gdy narciarze już wrócili i wszyscy usiedliśmy przy kominku z flaszeczką zabawialiśmy się dowcipami.
Moja kolej, wiec pytam:
"dlaczego blondynka chodzi wokół wanny?"
cisza. więc dodaje: "bo szuka wejścia"
Na co moja koleżanka (blondynka) pyta: "i co? znalazła?"


AUTENTYK.

zasłużyłam na udział w losowaniu? prosze proszę proszę...

artambrozja pisze...

serduszka sa piękne :))
Kasandro kochana wszystko co straszne wyrzucam z pamięci , ale może coś śmiesznego się znajdzie - zdarzyło mi się przedstawić na bardzo ważnej imprezie ... nickiem blogowym , a nie imieniem i nazwiskiem :)))))
to teraz staje grzecznie w kolejce :)
buziaki :**

Myszka pisze...

Cudniaste serducha! Z chęcią staję w kolejce:)
Kiedyś za młodzieńczych czasów byłam na spotkaniu w dość licznym gronie (wliczając księdza). Poszłam do toalety, niestety wychodząc nie zauważyłam, że spódniczka mi się podwinęła i zaprezentowałam wszystkim moje majciochy!

Natalia pisze...

To i ja się ustawię,po te piękne serduszka.
Mogę napisać pewną historyjkę,ale miałam wtedy hmmm około 3 lat.A więc poszłam z rodzicami do kuzynki w odwiedziny.Rodzice pili kawę z ciocią,a my z kuzynką jak to dzieci w tym samym wieku poszłyśmy się bawić do pokoju.
A że w pewnym momencie było za cicho rodzice przyszli zobaczyć co się dzieje.
A my z kuzynką wcinałyśmy sobie Brise ten zapachowy,bo myślałyśmy,że to galaretka;)
Oczywiście teraz się z tego śmiejemy z rodzicami,ale wtedy była straszna panika,co prawda ja tego już nie pamiętam;)

KarolinaBlaszczuk pisze...

Może harcd corowa to ja nie będę ale przyznam się, że idąc raz z pokoju do łazienki trzymając w ręku chusteczki i kapcie i stojąc przed muszlą zamiast chusteczek wrzuciłam tam kapcie i poszłam z powrotem do pokoju, jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się że kapcie pływają w najlepsze w ubikacji ;/. Ustawiam się grzecznie kolejeczce ponieważ szyć nie umiem a takie woreczki są przecudne!

Calypso pisze...

Cudowne serduszka więc staje potulnie w kolejeczce:)
Co do chwil o których wolałabym zapomnieć to będąc nastolatką zachciało mi się wysłać walentynkę do chłopaka, którego widywałam na ulicy. Och do tej pory sobie pluję jakaż ze mnie szurnięta baba że mi się takie coś zachciało. A niedawno pan kazał mi na fakturze napisac nazwisko no i takoż napisałam ale zamiast swojego nazwiska wpisałam grzecznie "Nazwisko". No to może na tyle moich strasznych rzeczy:)

Anonimowy pisze...

Witam. Mam i ja cos do opowiedzenia. Trzy lata temu postanowilam sie nauczyc jezdzic na nartach. Moje kolezanki powiedzialy ze to nic trudnego. Poprostu po przyjezdzie w gory wykupie kilka lekcji na oslej laczce i bedzie ok. Tak tez zrobilam. Po trzech lekcjach uznalam, ze juz umiem i ubrana w swoj " wypasiony " kombinezo n i narty wjechalam na gore i natychmiast tego pozalowalam, bo spojzalam w dol. Urlop spedzlam sama wiec nie bylo nikogo kto by mi pomogl. " Wola Boska " pomyslalam i postanowilam zjechac. Ale najpierw musze zrobic siusiu ( chyba ze strachu). Nieopodal rosly niewielkie choineczki wiec wykombinowalam ze wturlam sie tam. Rozpielam kombinezon, kucnelam i..... zorientowalam sie ze jade... tylem z golym tylkiem .Mniej wiecej w polowie drogi, dobrze widoczna dla innych walnelam sie wreszcie i zatrzymalam. Skonczylo sie zwichnieciem kolana. Ale to nie koniec tej historii. Juz po zalozeniu gipsu w ambulatorium kiedy emocje opadly siedzialam w poczekalnii cekajac na taksowke. Nagle drzwi sie otworzyly i z gipsowni wyszedl mezczyzna z obojczykiem w gipsie. Tez czekal na taksowke wiec targana wspolczuciem spytalam jak to sie stalo, na co on: " Jak sie stao, jak sie stalo. Jak by pani zobaczyla na srodku stoku babe z golym tylkiem, tez by sie pani przewrocila". I jeszcze jedna historia tym razem z udzialem mojej kolezanki.Zepsul jej sie nowiuski samochodzik. Zeby nie dac satysfakcji mezowi , ze bez niego sobie nie poradzi zadzwonila do mnie z poleceniem abym wzieja hol i podjechala do niej. Niech se chlop nie mysli ze sobie nie poradzimy. Wzielam hol, podjechalam, zaczepilysmy samochod i gadajac zajadle obydwie wsiadlysmy do mojego. Skonczylo sie mala na szczescie stluczka. Tyle ode mnie . Serduszka przesliczne . pisze sie . Pozdrawiam serdecznie - Agnieszka

Destiny ikt pisze...

Chętnie i ja ustawię się po Twoje serduszka.

Nad historią długo się zastanawiałam, bo "mądrości" w życiu poczyniłam wiele. Ale wybrałam "papużkę" ...

Kidy byłam małą dziewczynką dom wypełniał zwierzyniec. Żółwie, chomiki, myszy, króliki oraz wspomniane papużki.
Kubuś - bo tak miał na imię jeden z ptaszorów, był ulubionym stworzonkiem moje młodszej siostry. Niestety przyszedł czas na Kubusia i siostra całymi dniami zalewała się łzami. W eleganckim pudełku został zakopany i obsypany kwiatkami. Tego wieczoru siostra przed snem powiedziała , że chciałby bardzo go jeszcze zobaczyć. Kiedy zasnęła ja, czyli mądra siostra wykradłam Kubusia i na sznureczku powiesiłam nad łóżkiem siostrzyczki. Chciałam by rano po przebudzeniu zobaczyła latającego ptaszorka w pokoju. Niestety efekt był bardziej okrutny. 30cm nad głową wisiała martwa papuga. Dzisiaj po latach rozumie ten krzyk przerażonego dziecka. Ale wtedy, nie wiedziałam dlaczego ona płacze, a nie cieszy się, przecież chciała Kubusia.
Matko... to straszna historia, w sam raz na halloween. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że tak głupiutka byłam w wieku ok 7lat.
Ściskam gorąco...

Anonimowy pisze...

historia przytrafiła się koleżance w średniej szkole, nosiła ona włosy mocno natapirowane. Któregoś dnia, tak na drugiej przerwie mówi do nas poprawiając włosy, że coś jej się dzisiaj nie trzymają.I faktycznie, jakaś "oklapła" była tego dnia.No nic, pewnie wilgotny dzień jest. Po kolejnych dwu lekcjach dziewczyna, która z nią siedziała nie wytrzymała i spytała czym się wypsikała bo nie może już znieść zapachu. I co się okazało?.Ano okazało się iż ta koleżanka od tapirowanych włosów dostała w prezencie dezedorant, a wcześniej z tej samej firmy miała lakier do włosów. No i tym dezedorantem utrwaliła sobie fryzurę, myśląc,że to lakier do włosów. Smiechu było co nie miara.No może nie tej koleżance, której fryzura się nie udała. Było to w czasach gdy nie było obowiązku pisania po polsku opisów na produktach.
serduszka piękne więc się piszę jeśli można
KonKata
http://konkata.blogspot.com/

barbaratoja pisze...

Wykasowałam moje zwierzenie, nie dość że nudna to jeszcze bardzo wstydliwa jestem;(((
A lawendy w dalszym ciągu nie posiadam;-((((

eda pisze...

kurcze chyba nic takiego nie przezyła co na maxa utkwiło mi w pamieci bo nie umie sobie takiej sytuacji przymonieć choć wtop miałam miliony hehehe
no a komplecik chetnie sie zapisuje

white pisze...

Serduszka sa przesliczne a lawenda przepieknym zapachem wiec jakos niby taka "nowa" w tym swiecie blogowym zapisze sie z mila checia :)

Pozdrawiam cieplusko :*

EDYTA KUBICZEK pisze...

piękne ...ahhh , mogę ?
serdeczności
Edyta

Lamarta pisze...

Mam ochotę na fioletowe candy:)

Agnieszka C. pisze...

nie wiem czy ta historia jest komiczna czy tragiczna...zależy dla kogo ... byłam kiedyś w ciuchlandzie i w pewnym momencie zrobil się rwetes, pewna pani biegała po pomieszczeniu i zagladał wszystkim do koszyków...okazało się, że ta pani zdjęła swoją kurtkę, żeby przymierzyć coś , ale to przymierzanie zajęło jej tyle czasu, ze ktoś zdążył kupić już jej kurtkę i wyjśc ze sklepu...
dziękuję za dobrą zabawę! chyba najbardziej się uśmiałam z lekarza księdza :)
Pozdrawiam

raeszka pisze...

Jak pracowałam miałam do poroznoszenia kilkanaście dokumentów po różnych pokojach. W danym dniu doszedł mi jeszcze jeden i żeby nie zapomnieć jego numeru cały czas powtarzałam sobie w głowie "101, 101, 101, ...".
Jak weszłam do pokoju to powiedziałam "101 dzień dobry".
Trochę śmiechu było ale raz dwa opowiedziałam jak, to było hihi.

Serduszka są cudne, chętnie ustawię się po nie w kolejce :).

Marzenia pisze...

a i mi się przydarzyło coś ciekawego hihi w pryma aprilis koleżanki w pracy śmiały się ze mnie masz dziurę w spodniach ja na to dobrze i tyle po czym wróciłam do domu, a tu o zgrozo faktycznie miałam tą dziurę ; )

martynia6 pisze...

serduszka piękne!
A z szalonych rzeczy to spacer o 1 w nocy nad jezioro. Dodam, że to było przez las! brrrr...

Agata z magicznego atelier pisze...

Ja szalonych rzeczy to zbytnio nie pamiętam, ale chętnie napiszę o tym co zdarzło mi się dosłownie z godzinkę temu-uśmiałam się i śmieję do teraz.
Siedzę sobie wygodnie na kanapie przeglądając Wasze blogi. Wrzucałam właśnie na mojego bloga link do CANDY na "Szyjemy.blogspot"- w TV Dr House- i nagle słyszę dzoneczek, taki cichutki, delikatny dźwięk. Bloguję sobie dalej i znowu słyszę dzwoneczek hmmmmm, ściszam telewizor- Ok cisza. I nagle; "dzyń dzyń" grrrrrr ;/ Mój TŻ wchodzi do pokoju to mówie; słyszysz dzwonki ?? :P bo jeśli nie to rano idę do lekarza. Stoi, czeka, nadsłuchuje i nagle słyszę; dzyń grrr. Mówię i co słyszałeś?? TAK słyszałem. NIe kłam mówię, powiedz mi prawdę :P Naprawdę słyszę cichy dzwoneczek. Zamyślił się :) dzoneczki go zaintrygowały. Męska decyzja: "szukamy" :) I zaczęły się poszukiwania. Przestawiam w szafkach wszystkie klieliszki ( bo może one o siebie grają), butelki zmieniają swoje miejsce..."dzyń, dzyń" grrrrrrr Przestawiam talerzyki w szafce, doniczki na parapecie, zaglądam do terarium jaszczurki-może pożarła jakiś dzwonek spacerując po mieszkaniu, kto ją tam wie . "dzyń, dzyń" no oszaleję. TŻ wyszedł do pracy a ja udałam się na dalsze poszukiwania. Przeszukałam całe mieszkanko i opadłam z sił, a dzwoneczek ciągle dzwoni. Usiadłam na kanapie i mówię pierniczę niech dzwoni ( choć irytował mnie już niemilosiernie). Kończę więc wrzucać info o wyżej juz wspomnianym Candy i zamykam stronę z blogiem www.szyje.blogspot.com. I tu zapada cisza............ Włączyłam stronę ponownie i słyszę "dzyń, dzyń" I tutaj napadł mnie taki atak śmiechu, że do teraz brzuch mnie boli. Bo już myślałam, że albo straszy u mnie, albo sąsiadka za ścianą kupiła coś dzwoniącego, żeby mnie irytować hehehe :) się rozpisałam, pozdrawiam Was gorąco. Fajnie czyta się wasze historie :)

Agata z magicznego atelier pisze...

ps, wiem, że już po candy :) ale przeglądając Twojego bloga i czytając powyższe historie tak sie uśmiałam, że i o swojej napisałam :) pozdrawiam